Agresja - dwulicowa panna
Twój pies warczy? Szczeka na rowery lub inne psy? A może gryzie? A może z Twoim psem jest wszystko OK, ale zawsze chciałeś zrozumieć agresję, tak na "wszelki wypadek"? Jeśli tak, ten post jest dla Ciebie.
Psia agresja to temat na kilka opasłych tomów. Nie uda mi się rozprawić z nim w jednym poście, zwłaszcza, że zbyt daleko idące uproszczenia i skróty mogą kosztować czyjeś życie. Najczęściej psie. Dlatego zapraszam na cykl postów o psiej agresji. Posty będą otagowane: #agresja, żeby łatwiej je było znaleźć.
A dziś zacznijmy od początku, czyli od tego gdzie agresja się rodzi i gdzie rośnie w siłę. Jakiś czas temu, w poście poświęconym trybowi reaktywnemu, pisałam Wam jak w dużym uproszczeniu wygląda i działa mózg (psi, ale i ludzki). Jeśli jeszcze nie czytałeś, zajrzyj tutaj. Dowiesz się z niego dużo o psach, ale też i o sobie. I zrozumiesz czemu pies czasami staje się głuchy na Twoje słowa. A w czasie prezentowania zachowań agresywnych jest to szczególnie widoczne.
Pozwól teraz, że przypomnę schemat psiego mózgu z tamtego posta:
Żeby zrozumieć czym jest agresja przyjrzymy się bliżej strukturze nazwanej "układem limbicznym". Jak wiesz z postu o trybie reaktywnym im starsza ewolucyjnie struktura tym łatwiej "wywłaszcza" młodsze części. A układ limbiczny jest stary, dużo starszy niż kora mózgowa. Dlatego emocje zawsze przeważają nad logiką, a nie odwrotnie. I możesz temu zaprzeczać ile chcesz i zapierać się, że u Ciebie to tak nie działa, i nawet w to wierzyć, dopóki nie zerwiesz się w panice na widok pajączka zapylającego po Twojej ręce. Czy tam żabki czy węża, czy innego zwierza którego się panicznie boisz, choć wiesz, że nic Ci nie zrobi. A skoro już mowa o pająkach i strachu...
W samym centrum układu limbicznego znajduje się maleńka struktura: JĄDRO MIGRAŁOWATE. U psów ma wielkość zaledwie kilku milimetrów, a kształtem przypomina migdał. Ale niech Cię nie zwiodą jej rozmiary. To potężna rzecz, bo w jej środku mieszka największy dżin na tej ziemi. Ma podwójne imię: STRACH i AGRESJA!
Tak, za odczuwanie tych emocji, a także za schemat "flight or fight" (ang. uciekaj lub walcz) odpowiedzialna jest maleńka, niepozorna grudka galarety w Twojej głowie (i w głowie Twojego psa)! I drugie tak, bo dobrze zauważyłeś: strach i agresja odczuwane są przez tą samą strukturę. Dlatego, jeśli dana emocja jest bardzo silna, podejmujemy działania choć nie umiemy sensownie rozpoznać co nami kieruje. Jeśli na przykład ktoś bije cię i szarpie, albo próbuje zgwałcić czy zaciągnąć w krzaki w ciemnym parku, to mu przywalisz nie zastanawiając się czy robisz to ze strachu czy z wściekłości. Takie rzeczy wiesz dopiero po fakcie, a na bieżąco działasz i nie rozkminiasz dlaczego. Tak właśnie pracuje jądro migdałowate. Jego zadaniem jest rozpoznanie 3 stanów i podjęcie natychmiastowych działań. Są to:
1. Agresja - odczuwanie wszystkich odcieni złości i podejmowanie działań adekwatnych do tego stanu,
2. Strach - jego wszystkie odmiany od niepokoju powodującego tylko lekki dyskomfort aż po panikę i oczywiście podjęcie adekwatnych działań,
3. Schemat "flight or fight", który rozpoznaje sytuacje zagrażające bezpieczeństwu i natychmiast przechodzi do działania.
O ile dwa pierwsze stany są jasne, o tyle trzeciemu należą się dwa słowa wyjaśnienia. Schemat "flight ort fight" czyli uciekaj lub walcz, to schemat działania w przypadku zagrożenia. Jak wiesz, kiedy emocje są wielkie, nie da się myśleć i kora mózgowa jest wyłączona (jeśli nie wiesz to przeczytaj post o trybie reaktywnym, tam wszystko wyjaśniam). Nie ma więc sposobu aby informacja o zagrożeniu była tam przetworzona. Zresztą... No proszę, wyobraźmy to sobie testowo: jesteśmy człowiekiem pierwotnym i widzimy tygrysa... Informacja dociera do kory czołowej, tam dokonuje się pogłębiona analiza, na podstawie wszystkich dostępnych faktów i przypuszczeń na temat człowieka, tygrysa, pogody, przyczepności piasku w miejscu gdzie stoimy, stopnia wychudzenia napastnika, zachowania innych w pobliżu itp. Wynik analizy, po kilkudziesięciu minutach (a u niektórych po kilku dniach lub nigdy) zostaje przekazany do kory przedczołowej, następnie do układu limbicznego, który musi go zaetykietować ("czuję że to dobra decyzja" albo "coś mi tu nie gra, chyba czegoś nie uwzględniłem, nawrotka do analizy") i przekazany z powrotem do kory czołowej w celu podjęcia niezbędnych działań... A tygrys? Nie, no spoko, on poczeka aż rozwalisz temat intelektualnie. Właśnie oparł się o drzewo i zapalił fajkę. Wciągnął dymka, zmrużył oczy ze szczęścia i wydmuchał... splunął, strzepnął, czeka... No cóż... Obawiam się, że gdyby zaproponowany właśnie sposób przetwarzania informacji o zagrożeniu był jedynym dostępnym w naszym mózgu, to gatunek ludzki (ani żaden inny) by nie przetrwał. Bo kiedy stoisz oko w oko z tygrysem nie ma czasu na rozkminianie. Masz ułamki sekund na decyzję: UCIEKAĆ CZY WALCZYĆ. I wtedy całą kontrolę przejmuje ciało migdałowate. I wygląda to tak:
Jeśli zwierzę (lub człowiek) w sytuacji zagrożenia ma możliwość ucieczki, zawsze ją wybierze. Nie bijemy się z gwałcicielem jeśli nas puścił i odszedł na fajkę. Wtedy uciekamy. Nie napadniemy na lwa jeśli stoimy w progu domu i możemy się w nim schronić i zabarykadować. Nie próbujemy pobić terrorysty z pasem szahida i zapalnikiem w dłoni, tylko wiejemy zanim wybuchnie. Jądro migdałowate przez miliony lat ewolucji wykształciło schemat, który znakomicie zwiększa szansę naszego przeżycia: w sytuacjach zagrożenia UCIEKAJ. Ale... jeśli nie masz gdzie uciec to WALCZ. Jeśli sytuacja jest beznadziejna, lecisz samolotem sam na sam z terrorystą i bombą atomową - walcz o stery. Bo nie masz już nic do stracenia. Żadnej drogi ucieczki. Krokodyl trzyma cię za udo i próbuje wciągnąć w bagno - walcz, bo nie da się uciec z nogą w paszczy krokodyla. Walcz, bo to jedyne co cię może ocalić. UCIEKAJ jeśli możesz, ale jeśli nie możesz to WALCZ. Walcz chociaż się boisz i wolałbyś uciec. Bo jak nic nie zrobisz to sytuacja się jeszcze pogorszy. Tak właśnie działa schemat "flight or fight".
I BUM. Sytuacja z agresją trochę się skomplikowała, prawda? Bo pies, wyposażony w dżina w postaci ciała migdałowego, może stać się agresywny ze strachu - dlatego że nie widzi innej opcji, że jest przyparty do muru i uważa że pozostała mu już tylko walka. Bo wierzy, że jak nic nie zrobi to stanie mu się coś bardzo złego. I atakuje. Ze strachu, a nie ze złości. I to właśnie behawioryści nazywają "agresją o podłożu lękowym". Jeśli z jakiegoś powodu pies czuje się zagrożony, może wykazać zachowania agresywne. I oto mamy dwulicową Pannę Agresję.
I już widzimy, że agresja ma swoje miejsce w mózgu ale też swoje motywy, a w związku z tym może mieć dwa podłoża: behawioralne i fizjologiczne. Agresja o podłożu behawioralnym to taka, którą wywołują określone zachowania. Najczęściej są to zachowania ludzi w psim otoczeniu, ale też rytuały i zachowania samego psa. Ten typ agresji jest dość złożony, dlatego przeznaczę mu oddzielny, dedykowany post. Agresja o podłożu fizjologicznym natomiast ma swe źródła w uszkodzeniach mózgu. I na tym się dziś skupimy.
U podstaw fizjologicznej agresji może leżeć:
1. Guz mózgu położony w obrębie układu limbicznego
2. Wylew lub udar mózgowy
3. Starcze zmiany degeneracyjne (dlatego ludziom z Alzheimerem lub demencją często zmienia się charakter. Ale psy również cierpią na starczą degenerację struktur mózgowych)
4. Wypadek z urazem głowy (przy czym uraz nie musi być w żaden sposób widoczny. Wystarczy wstrząs mózgu). W tym wypadku zmiany zachowania mogą się objawić po dłuższym czasie od zdarzenia. Trudno wtedy zauważyć związek. Czasem, jeśli pies jest z adopcji i nie znamy jego przeszłości, możemy nawet nie wiedzieć że powodem niektórych zachowań jest uraz mózgu.
5. Niedotlenienie okołoporodowe. Jego efekty mogą rosnąć z latami i objawić się "na poważnie" po bardzo długim czasie, np. już w wieku dojrzałym. I tak, przydarza się to również psom, a hodowca niekoniecznie się przyzna, że piesek przez kilka minut po urodzeniu nie oddychał. Jeśli oczywiście w ogóle znamy hodowcę i jeśli to jest hodowca (czyli człowiek, który dba o swoje psy i wspiera sukę przy porodzie). Niestety w naszym kraju psy najczęściej rodzą się bez wsparcia kochającego opiekuna. Tak, że szansa na dowiedzenie się jak przebiegał poród jest mówiąc oględnie żadna.
6. Epilepsja. Epilepsja kojarzymy z napadami niekontrolowanych drgawek. Ale to bardzo złożona choroba. Polega na niekontrolowanych wyładowaniach elektrycznych w obrębie całego mózgu. I w zależności od rejonu mózgu, w którym się zdarza, może mieć bardzo różny przebieg. Omamy węchowe lub smakowe a nawet, choć rzadziej wzrokowe, u ludzi zdarza się słowotok, a u psów właśnie napady agresji. I taki atak nie musi się kończyć drgawkami i utratą świadomości. Może po prostu powodować niekontrolowaną agresję lub napad paniki. Myślimy, że nasz pies zwariował, a on po prostu ma padaczkę i leki przeciwpadaczkowe lub olejek konopny natychmiast zadziała.
7. Nierównowaga hormonalna, a w tym nadczynność tarczycy lub nadmiar testosteronu. Oba te schorzenia powodują nadmierne pobudzenie i mogą prowadzić do zachowań agresywnych, o które pobudzonym psom jest łatwiej. Nawet u ludzi jednym z objawów nadczynności tarczycy jest brak równowagi emocjonalnej i napady złości. Do nierównowagi hormonalnej należy zresztą również sytuacja braku testosteronu u bardzo lękliwego psa (np. po kastracji). Wtedy może dochodzić do zaburzeń zachowania o podłożu lękowym.
8. Choroby, skutkujące zaburzeniem zachowania, takie jak dobrze znana wszystkim (przynajmniej z opowiadań) wścieklizna, która w jednym z końcowych stadiów atakuje układ limbiczny i powoduje agresję.
9. BÓL! Ból powoduje agresję. Pies zwykle wtedy ostrzega warknięciem, lub skowytem, może chcieć uciec od sytuacji sprawiającej mu ból, ale jeśli to nie będzie możliwe, to uruchomi się ciało migdałowate i powie: walcz! Bo ból zawsze oznacza zagrożenie zdrowia (lub życia). I tak oto mamy rozwiązanie zagadki psów które są agresywne na kolczatkach, psów gryzących małe dzieci w czasie zabawy, psów rzucających się na weterynarzy, psów starych które warczą kiedy ktoś przytulając dociska do ziemi ich schorowane, obolałe stawy...
Ufff... Sporo tego, prawda? Ale wniosek z tego płynie jeden:
Jeśli zauważysz u psa podejrzane zachowania, które interpretujesz jako agresywne, ZACZNIJ OD WYKLUCZENIA WIZYTY U WETERYNARZA.
Lekarz w trakcie badania:
1. Zbierze wywiad i rozpozna wstępnie, czy dane zachowanie to prawdziwa agresja, czy może cała gama innych zachowań mylona z agresją przez niedoświadczonych opiekunów,
2. Zróżnicuje czy możemy mieć tu problem fizjologiczny, czy też agresja ma wyłącznie podłoże behawioralne (UWAGA: TO TEŻ MOŻNA LECZYĆ! Farmaceutycznie, przynajmniej doraźnie, co da nam czas na opanowanie sytuacji oraz behawioralnie, poprzez pracę z psem i zmianę czynników wywołujących agresję),
3. Zaproponuje komplet badań. Mogą do nich należeć testy krwi, np. profil geriatryczny, lub badanie poziomów hormonów tarczycy czy testosteronu, badania obrazowe, np. RTG (które potwierdzi lub wykluczy bóle kostno-stawowe), TK lub RM głowy (który pomoże wykluczyć guzy mózgu) itp.
4. Postawi diagnozę i zaproponuje leczenie. Leczenie może polegać na dobraniu odpowiednich do schorzenia leków (np. hormonalnych, lub uspokajających, przeciwpadaczkowych czy antydepresyjnych, albo suplementów na wzmocnienie stawów) oraz zaleceniach dotyczących opieki nad psem i zachowania się wobec niego.
UWAGA!
Jeśli jedyną zaproponowaną przez weterynarza formą terapii jest eutanazja - ZMIEŃ WETERYNARZA!! Zabicie zwierzęcia, które pokazuje zęby jest najgorszą opcją. Agresję, o ile jej podłożem nie są nieodwracalne, niemożliwe do wyleczenie zmiany w mózgu (np. nowotwór), da się wyleczyć. I to wcale nie jest trudne ani długotrwałe. Jako środki doraźne można zastosować takie proste i tanie rzeczy jak KAGANIEC lub leki uspokajające. To daje nam czas i przestrzeń czas na ogarnięcie tematu.
Nigdy, za nic, nie zaufałabym lekarzowi, który proponuje zabicie zwierzaka, bez dokładnego zdiagnozowania problemu. Jeśli więc dzieje się coś takiego, zabierz psa i UCIEKAJ! Znajdź kolejnego lekarza i kolejnego. Któryś pomoże. Bo agresja to nie jest choroba terminalna!
W kolejnych postach nauczę Cię odróżniać agresję od nieagresji po mowie ciała, oraz pokażę Ci jakie są powody agresji o podłożu behawioralnym. I jak sobie z nią radzić. A na dziś zapamiętaj: agresję się leczy, więc zacznij od gabinetu dobrego weterynarza.
PS.
Ja też miałam do czynienia z agresją. Kiedyś zostaliśmy na spacerze z moim psem brutalnie pogryzieni przez dwa ogromne mastify tybetańskie. Tamto zdarzenie odcisnęło na mnie piętno na wiele sposobów. Od niego zaczęła się przygoda z domem tymczasowym. I moja fascynacja psią behawiorystyką. Jeśli chcesz o nim poczytać zapraszam do moich książek. Ale ostrzegam, że to lektura dla ludzi o mocnych nerwach i... wyćwiczonej przeponie. Książki mają
tytuły "Psy z piekła rodem, Zdobywca
świata" i "Psy z piekła rodem, Odwiedziny w raju". Zdarzenie z mastyfami jest opisane w jednej i drugiej części, jako jedno z najbardziej przełomowych w całym moim życiu. Więcej informacji
znajdziesz tutaj lub klikając na zdjęcie poniżej:
Jak zawsze proszę o komentarze i opinie. I bardzo dziękuję że tu zaglądasz. Jeśli temat agresji uważasz za ważny, udostępnij post swoim znajomym.
O agresji u psiaków trzeba rozmawiać i trzeba szukać rozwiązania problemów, bo z czasem problem będzie narastał. Przede wszystkim warto pójść po pomoc do profesjonalistów, którzy się na tym znajdą. Świetną terapię psów agresywnych znajdziesz w tym miejscu - https://www.wojtkowszkolenia.pl/ . Jak najbardziej polecam sobie sprawdzić.
OdpowiedzUsuń