Gość w dom, pies... do garażu?
Dziś przerywamy na chwilę sekwencję łowną, bo mamy pilniejsze sprawy. A mianowicie idą ŚWIĘTA. A jak święta to i goście. A pies i goście to czasami prosty przepis na katastrofę... Pewnie o tym nie wiesz, ale jestem wielką szczęściarą. Bo MAM SIOSTRY. Wiele z nimi kłopotu, bo to nie są grzeczne dziewczynki. Wciąż pakują się w tarapaty, igrają z losem, pyskują i klną, i mają niesłychane talenty do robienia sobie wrogów. Ale są cudowne. I żadnej bym nie zamieniła na nikogo innego. I te moje siostry to moja tajna broń: zawsze mogę liczyć na ich szczerą opinię na każdy temat. A szczególnie w temacie moich tekstów. Potrafią się nimi zachwycać, ale też umieją skrytykować. Gosia zawsze czyta moje książki zanim pokażę je wydawcy i dopiero kiedy mówi, że tekst jest fajny wysyłam go w świat (nie zawsze, jeden tekst kiszę w szufladzie, choć Gosia uważa, że świat na niego czeka). Za to Beata czyta bloga i po każdym poście dzieli się wrażeniami. I ma jakąś szklaną kulę czyt coś, bo jak mówi, że po