Spacer z dystansem
Zastanawiałeś się kiedyś, jaki dystans przemierza Twój pies w czasie spaceru? I jak to się dzieje, że on wraca że padnięty, a Ty nie bardzo, choć masz tylko dwie nogi, a on cztery - i wszystkie stworzone do biegania.
Muszę przyznać że ja często o tym myślę. Bo tak się składa, że mam rasę "do ciągnięcia sanek na długie dystanse". Czyli na przykład po Alasce. A tam... wiesz jak jest... 7 dni prosto, potem w lewo i za tydzień będziesz na miejscu. Słowem dystanse ogromne. Jak więc to jest możliwe, że jestem w stanie "wymęczyć" moje alaskańskie czworonogi na spacerach, po których sama wracam średnio zmęczona? No więc od dziś już wiem. I zaraz Ty też będziesz wiedział!
Wszystko zaczęło się od tego, że kupiliśmy Baltusiowi lokalizator. Dotąd obywaliśmy się bez niego, bo moje psy chodzą zawsze przy nas i są w pełni odwoływalne. Jednak ostatnio przydarzył nam się epizod z dzikiem, który mógł się skończyć niepokojąco źle i który uzmysłowił mi, że nawet w niewielkiej kępce krzaków można stracić za dużo czasu na szukanie psa - a jeśli ten pies byłby ranny, to czas jest bezcenny. Wybór był długi i od razu powiem, że nie znaleźliśmy rozwiązania idealnego. Zależało nam jednak na funkcji "life tracking", czyli podglądzie położenia psa na żywo - co może być szczególnie przydatne na spacerach w terenie z wysokimi trawami czy krzakami. I dzikami. Wybór się więc zawęził, ale za to budżet musiał wzrosnąć. Nie powiem co w końcu kupiliśmy, bo ten post nie jest sponsorowany. W każdym razie lokalizator przyszedł, został aktywowany i dziś mogliśmy go przetestować.
Jak to zwykle w życiu bywa, warunki na test nie były idealne. Bowiem mocno wszystko utrudniał tzw. ból dupy. Mojej konkretnie. A jeszcze konkretniej zespół mięśnia gruszkowatego. To jest takie coś, co boli jak jasna cholera, ale tylko jak idziesz. Bo wtedy mięsień gruszkowaty naciska na nerw kulszowy. A ten pieprzony nerw jest długi i gruby i biegnie przez cały pośladek, nogę aż do pięty. I boli tak, że masz ochotę podczepić się pazurami pod sufitem. Albo wbić w chmury! Na szczęście ból przechodzi prawie natychmiast jak się usiądzie. Tyle, że na siedząco trudno spacerować z psami. Zwłaszcza tymi z Alaski. No ale mimo to spróbowaliśmy.
Biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności postanowiliśmy zrobić niewielki wypadzik w "płaskie górki", iść wolno i robić częste przystanki. Spacer rozplanowaliśmy na dwie godziny. Zrobiliśmy w tym czasie sumie ok. 5,5 km pokonując niewielkie przewyższenia. I często siadaliśmy na pniakach czy kamieniach (przez co teraz się boję, że do zespołu gruszkowatego dołączy zespół zapalenia pęcherza, korzonków, nerek i Bóg wie czego jeszcze). A oto co pokazał lokalizator Baltusia:
Tak, tak, to nie żaden żart. Tak to wygląda! A więc my zrobiliśmy pięć i pół kilometra. Jak myślicie ile w tym czasie pokonał Balto? Odpowiedź poznacie na końcu, a teraz jeszcze kilka spostrzeżeń:
1. Jak widzicie Baltuś trzyma się blisko. Wg. lokalizatora najczęściej jest to 10-15 metrów, a rekord to było ok. 50 m. Czyli tyle co ok. 50 kroków. Nie wiem czy jest to reguła dla innych psów, ale potwierdza to nasze obserwacje dotyczące naszych psów. Nie odchodzą daleko nawet jak znikają nam z oczu w krzakach czy trawie.
2. Pies zawsze zawracał w naszym kierunku kiedy nas słyszał. Robił to natychmiast (widzieliśmy na podglądzie), nawet jeśli nie miał z nami kontaktu wzrokowego. Wniosek: ZAWSZE WOŁAJ! Nie wstydź się, nie zamartwiaj o to co pomyślą inni. Jeśli z jakiś powodów stracisz kontakt z psem WOŁAJ. On usłyszy i zawróci do Ciebie natychmiast. Bo nawet jak Cię nie widzi to doskonale wie, skąd dochodzi Twój głos. Taką przewagę mają wielkie, odstające psie uszy w stosunku do małych, przyklejonych do głowy uszu ludzkich.
3. Po spacerze w statystykach znaleźliśmy informację, że Balto był:
- Spokojny: 4% czasu
- Aktywny: 17% czasu
- Ożywiony (na skali lokalizatora, to najwyższy stopień aktywności): 79% czasu.
Z szybkich obliczeń wyszło nam, że Balto był spokojny przez 4,8 minuty na dwugodzinnym spacerze! Co przekłada się idealnie na czas kiedy psy piły wodę i dostawały suszone mięso w zamian za trening komend. Jeśli więc zastanawiasz się jak to by było z psem północnym, to... WŁAŚNIE TAK. Aktywny przez 80% spaceru. I dodam, że choć baterie lokalizatora znacząco się rozładowały, baterie Balta nie rozładowały się wcale i był wyraźnie rozczarowany koniecznością powrotu do auta!
4. Im szliśmy wolniej, tym więcej pętelek i kółek robił wokół nas Balto. Co oznacza, że paradoksalnie wolniejsze spacery, dzięki którym wraca się mniej zmęczonym, mogą bardziej wyczerpać psa. Jeśli więc rozważasz czy bardziej zmęczy Twojego północniaka bieg na smyczy przy rowerze, czy spokojny (tzn. spokojny dla Ciebie) spacer na długiej lonży (lub bez smyczy, jeśli panujesz nad swoim psem w 100% i jeśli to jest bezpieczne dla wszystkich) - wybierz to drugie. Ekstremalnym przypadkiem były miejsca kiedy siadaliśmy, żeby dać odpocząć mojemu mięśniowi gruszkowatemu. Miejsca postoju wyglądały tak:
albo tak:
Nieźle, nie?
No więc prawda jest taka, że na spacerze nawet jak stoisz to pies zaliczy trochę ruchu. Jednak ja bym nie ryzykowała ze staniem zbyt długo. Bo wtedy różne rzeczy przychodzą do psiej łepetyny i może to się skończyć pościgiem za... za niczym nawet. Za zapachem, motylem, światłem, za radością biegania. I o ile nie masz lokalizatora, to ból dupy gotowy. I tym razem wcale nie mówię o mięśniu gruszkowatym.
No a teraz rozwiązanie zagadki. Otóż:
5,5 KM SPOKOJNEGO SPACERU CZŁOWIEKA (w tempie ok 2,5 km/godz.) = 11 KM DLA PSA!
A więc przy spokojnym spacerze, aktywny pies pokonuje DYSTANS DWA RAZY WIĘKSZY niż człowiek. Zatem 10 km spaceru (np. wzdłuż plaży) dla psa na długiej lonży może oznaczać 20 km biegu. Ale te same 10 km rowerem, z psem na smyczy, to dla psa tylko 10 km. I to nie koniecznie w szybszym tempie - psy na spacerze przecież głównie biegają, a nie chodzą. No chyba, że to bardzo stare i zrównoważone psy. Albo jamniczki z bardzo krótkimi nóżkami. Jeśli więc nie masz dziś siły na trening rowerowy - nie miej wyrzutów sumienia. Spacerem zmęczysz psa bardziej. A jeśli dotąd miałaś wyrzuty sumienia, że nie biegasz z psem, tylko chodzisz, to wyluzuj. Wystarczy długa linka i pies zapewni sobie odpowiednią dawkę ruchu.
Zapamiętaj: spacer nie musi być daleki, nie musi być szybki, ani wyczynowy. Ale powinien być długi. Bo tylko wtedy pies ma szansę zapewnić sobie odpowiednią dawkę ruchu, robiąc wokół Ciebie kółeczka, slalomy i pętelki. To dlatego niektóre fundacje zaznaczają w procedurach adopcyjnych, że psu należy zapewnić minimum X godzin spaceru dziennie. Nie X kilometrów, tylko X godzin. Bo kilometry to on sobie sam nabije, jeśli tylko dasz mu czas!
PS.
Psy ras aktywnych towarzyszą mi prawie całe życie. Alaskany pojawiły się w moim domu blisko 20 lat temu. Myślę, że o spacerach wiem wszystko. Jednak co jakiś czas, któryś z moich psów weryfikuje ten osąd. Jeśli jeszcze nie czytałeś moich książek, zapraszam do lektury. One są głównie o spacerach. Niezliczonych, nietuzinkowych, na których spędzam większość tak zwanego wolnego czasu Książki mają tytuły "Psy z piekła rodem, Zdobywca świata" i "Psy z piekła rodem, Odwiedziny w raju". Więcej informacji znajdziesz tutaj lub klikając na zdjęcie poniżej:
Jak zawsze proszę o komentarze i opinie. I bardzo dziękuję że tu zaglądasz. A może zechcesz opowiedzieć mi o swoich spacerach z czworonogiem? Czemu je lubisz? Z czym sobie nie radzisz? Czy jesteś w stanie zmęczyć swojego psa? Pozdrowienia dla Ciebie i dla niego!
Muszę przyznać że ja często o tym myślę. Bo tak się składa, że mam rasę "do ciągnięcia sanek na długie dystanse". Czyli na przykład po Alasce. A tam... wiesz jak jest... 7 dni prosto, potem w lewo i za tydzień będziesz na miejscu. Słowem dystanse ogromne. Jak więc to jest możliwe, że jestem w stanie "wymęczyć" moje alaskańskie czworonogi na spacerach, po których sama wracam średnio zmęczona? No więc od dziś już wiem. I zaraz Ty też będziesz wiedział!
Wszystko zaczęło się od tego, że kupiliśmy Baltusiowi lokalizator. Dotąd obywaliśmy się bez niego, bo moje psy chodzą zawsze przy nas i są w pełni odwoływalne. Jednak ostatnio przydarzył nam się epizod z dzikiem, który mógł się skończyć niepokojąco źle i który uzmysłowił mi, że nawet w niewielkiej kępce krzaków można stracić za dużo czasu na szukanie psa - a jeśli ten pies byłby ranny, to czas jest bezcenny. Wybór był długi i od razu powiem, że nie znaleźliśmy rozwiązania idealnego. Zależało nam jednak na funkcji "life tracking", czyli podglądzie położenia psa na żywo - co może być szczególnie przydatne na spacerach w terenie z wysokimi trawami czy krzakami. I dzikami. Wybór się więc zawęził, ale za to budżet musiał wzrosnąć. Nie powiem co w końcu kupiliśmy, bo ten post nie jest sponsorowany. W każdym razie lokalizator przyszedł, został aktywowany i dziś mogliśmy go przetestować.
Jak to zwykle w życiu bywa, warunki na test nie były idealne. Bowiem mocno wszystko utrudniał tzw. ból dupy. Mojej konkretnie. A jeszcze konkretniej zespół mięśnia gruszkowatego. To jest takie coś, co boli jak jasna cholera, ale tylko jak idziesz. Bo wtedy mięsień gruszkowaty naciska na nerw kulszowy. A ten pieprzony nerw jest długi i gruby i biegnie przez cały pośladek, nogę aż do pięty. I boli tak, że masz ochotę podczepić się pazurami pod sufitem. Albo wbić w chmury! Na szczęście ból przechodzi prawie natychmiast jak się usiądzie. Tyle, że na siedząco trudno spacerować z psami. Zwłaszcza tymi z Alaski. No ale mimo to spróbowaliśmy.
Biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności postanowiliśmy zrobić niewielki wypadzik w "płaskie górki", iść wolno i robić częste przystanki. Spacer rozplanowaliśmy na dwie godziny. Zrobiliśmy w tym czasie sumie ok. 5,5 km pokonując niewielkie przewyższenia. I często siadaliśmy na pniakach czy kamieniach (przez co teraz się boję, że do zespołu gruszkowatego dołączy zespół zapalenia pęcherza, korzonków, nerek i Bóg wie czego jeszcze). A oto co pokazał lokalizator Baltusia:
Tak, tak, to nie żaden żart. Tak to wygląda! A więc my zrobiliśmy pięć i pół kilometra. Jak myślicie ile w tym czasie pokonał Balto? Odpowiedź poznacie na końcu, a teraz jeszcze kilka spostrzeżeń:
1. Jak widzicie Baltuś trzyma się blisko. Wg. lokalizatora najczęściej jest to 10-15 metrów, a rekord to było ok. 50 m. Czyli tyle co ok. 50 kroków. Nie wiem czy jest to reguła dla innych psów, ale potwierdza to nasze obserwacje dotyczące naszych psów. Nie odchodzą daleko nawet jak znikają nam z oczu w krzakach czy trawie.
2. Pies zawsze zawracał w naszym kierunku kiedy nas słyszał. Robił to natychmiast (widzieliśmy na podglądzie), nawet jeśli nie miał z nami kontaktu wzrokowego. Wniosek: ZAWSZE WOŁAJ! Nie wstydź się, nie zamartwiaj o to co pomyślą inni. Jeśli z jakiś powodów stracisz kontakt z psem WOŁAJ. On usłyszy i zawróci do Ciebie natychmiast. Bo nawet jak Cię nie widzi to doskonale wie, skąd dochodzi Twój głos. Taką przewagę mają wielkie, odstające psie uszy w stosunku do małych, przyklejonych do głowy uszu ludzkich.
3. Po spacerze w statystykach znaleźliśmy informację, że Balto był:
- Spokojny: 4% czasu
- Aktywny: 17% czasu
- Ożywiony (na skali lokalizatora, to najwyższy stopień aktywności): 79% czasu.
Z szybkich obliczeń wyszło nam, że Balto był spokojny przez 4,8 minuty na dwugodzinnym spacerze! Co przekłada się idealnie na czas kiedy psy piły wodę i dostawały suszone mięso w zamian za trening komend. Jeśli więc zastanawiasz się jak to by było z psem północnym, to... WŁAŚNIE TAK. Aktywny przez 80% spaceru. I dodam, że choć baterie lokalizatora znacząco się rozładowały, baterie Balta nie rozładowały się wcale i był wyraźnie rozczarowany koniecznością powrotu do auta!
4. Im szliśmy wolniej, tym więcej pętelek i kółek robił wokół nas Balto. Co oznacza, że paradoksalnie wolniejsze spacery, dzięki którym wraca się mniej zmęczonym, mogą bardziej wyczerpać psa. Jeśli więc rozważasz czy bardziej zmęczy Twojego północniaka bieg na smyczy przy rowerze, czy spokojny (tzn. spokojny dla Ciebie) spacer na długiej lonży (lub bez smyczy, jeśli panujesz nad swoim psem w 100% i jeśli to jest bezpieczne dla wszystkich) - wybierz to drugie. Ekstremalnym przypadkiem były miejsca kiedy siadaliśmy, żeby dać odpocząć mojemu mięśniowi gruszkowatemu. Miejsca postoju wyglądały tak:
albo tak:
Nieźle, nie?
No więc prawda jest taka, że na spacerze nawet jak stoisz to pies zaliczy trochę ruchu. Jednak ja bym nie ryzykowała ze staniem zbyt długo. Bo wtedy różne rzeczy przychodzą do psiej łepetyny i może to się skończyć pościgiem za... za niczym nawet. Za zapachem, motylem, światłem, za radością biegania. I o ile nie masz lokalizatora, to ból dupy gotowy. I tym razem wcale nie mówię o mięśniu gruszkowatym.
No a teraz rozwiązanie zagadki. Otóż:
5,5 KM SPOKOJNEGO SPACERU CZŁOWIEKA (w tempie ok 2,5 km/godz.) = 11 KM DLA PSA!
A więc przy spokojnym spacerze, aktywny pies pokonuje DYSTANS DWA RAZY WIĘKSZY niż człowiek. Zatem 10 km spaceru (np. wzdłuż plaży) dla psa na długiej lonży może oznaczać 20 km biegu. Ale te same 10 km rowerem, z psem na smyczy, to dla psa tylko 10 km. I to nie koniecznie w szybszym tempie - psy na spacerze przecież głównie biegają, a nie chodzą. No chyba, że to bardzo stare i zrównoważone psy. Albo jamniczki z bardzo krótkimi nóżkami. Jeśli więc nie masz dziś siły na trening rowerowy - nie miej wyrzutów sumienia. Spacerem zmęczysz psa bardziej. A jeśli dotąd miałaś wyrzuty sumienia, że nie biegasz z psem, tylko chodzisz, to wyluzuj. Wystarczy długa linka i pies zapewni sobie odpowiednią dawkę ruchu.
Zapamiętaj: spacer nie musi być daleki, nie musi być szybki, ani wyczynowy. Ale powinien być długi. Bo tylko wtedy pies ma szansę zapewnić sobie odpowiednią dawkę ruchu, robiąc wokół Ciebie kółeczka, slalomy i pętelki. To dlatego niektóre fundacje zaznaczają w procedurach adopcyjnych, że psu należy zapewnić minimum X godzin spaceru dziennie. Nie X kilometrów, tylko X godzin. Bo kilometry to on sobie sam nabije, jeśli tylko dasz mu czas!
PS.
Psy ras aktywnych towarzyszą mi prawie całe życie. Alaskany pojawiły się w moim domu blisko 20 lat temu. Myślę, że o spacerach wiem wszystko. Jednak co jakiś czas, któryś z moich psów weryfikuje ten osąd. Jeśli jeszcze nie czytałeś moich książek, zapraszam do lektury. One są głównie o spacerach. Niezliczonych, nietuzinkowych, na których spędzam większość tak zwanego wolnego czasu Książki mają tytuły "Psy z piekła rodem, Zdobywca świata" i "Psy z piekła rodem, Odwiedziny w raju". Więcej informacji znajdziesz tutaj lub klikając na zdjęcie poniżej:
Jak zawsze proszę o komentarze i opinie. I bardzo dziękuję że tu zaglądasz. A może zechcesz opowiedzieć mi o swoich spacerach z czworonogiem? Czemu je lubisz? Z czym sobie nie radzisz? Czy jesteś w stanie zmęczyć swojego psa? Pozdrowienia dla Ciebie i dla niego!
26 year old Social Worker Cami O'Collopy, hailing from Courtenay enjoys watching movies like Major League and Flower arranging. Took a trip to Heritage of Mercury. Almadén and Idrija and drives a Legacy. Wiecej informacji
OdpowiedzUsuń